Osoby poszukujące pewnego rodzaju uzupełnienia pustki po rozpadzie Guns N Roses w latach 1995-2003 nie mieli łatwo. Guns N Roses, w tamtym okresie nigdy oficjalnie nie zawiesiło działalności, jednakże członkowie zespołu zajęci byli swoimi prywatnymi sprawami.

W 2001 roku, przeglądając zawartość Emule natrafiłem na coś w stylu: Guns N Roses Rock In Rio 2001. Ściągnąłem i odpaliłem. I oczom nie dowierzałem. Co ja widzę? Z lewej strony sceny koleś z gitarą, maską na twarzy i kubłem KFC na głowie, po prawej jakiś gość przypominający Izzyego (ale nie był nim), zaś na środku jakiś grubas ledwo łapiący powietrze w płuca i próbujący coś tam wyśpiewać. To był Axl Rose. I w taki o to sposób rozpoczął się nowy rozdział Guns N Roses. Dla fanów, rozdział przeogromnej męczarni, smutku i zażenowania.

W drugiej części świata egzystowali sobie pozostali członkowie zespołu Guns N Roses. Raz na jakiś czas dochodziły do nas informacje co tam się dzieje. Może oprócz Izzy’ego Stradlina, który w pewnym momencie wymiksował się z GnR. Zatem pozostał Saul Hudson, Duff McKagan oraz Matt Sorum.

Przypominam, że w 2001 Axl Rose reaktywował Guns N Roses. Panowie, Slash, Duff i Matt wpadli na podobny pomysł. I wszystko szło w dobrym kierunku, do momentu kiedy zdali sobie sprawę, że nie mają wokalisty. Podjęli chyba najgorszą decyzję jaką w tamtym czasie mogli: zrobili z castingu prawdziwy reality show. W ów przedstawienie zaangażowana została telewizja VH1, która śledziła wszystkie kroki muzyków w drodze do pozyskania wokalisty. The Rise of Velvet Revolver, bo tak się nazywał ten program dał muzykom ogromną naukę: nigdy nie korzystać z komercyjnych stacji, wzorowo umiejących podsycić dramatyzm.

Wracając do castingu. Panowie ogłosili wszem i wobec, że poszukują wokalisty. Rozpoczęła się niekończąca fala zgłoszeń. Listy wpływały non stop. Chłopaki prawie umarli podczas przesłuchiwania tych nagrać a były to nagrania w dużej mierze okropne. Pewnego letniego poranka w ,,garażu” panów pojawił się niejaki Scott Weiland, doskonale znany fanom zespołu Stone Temple Pilots. Zaśpiewał kilka piosenek i już było wiadomym, że Scott zostanie wokalistą nowo narodzonego zespołu: Velvet Revolver, w skład którego statecznie weszli: Duff McKagan (ex GnR), Slash (ex GnR), Matt (ex. GnR), Kushner oraz Scott Weiland (ex. Stone Temple Pilots).

Przed rozpoczęciem nagrywek na premierową płytę Velvet Revolver, zespół pomyślał, żeby sprawdzić się na scenie i sprawdzić jak będzie wyglądał kontakt z publicznością. Seria koncertów pozwoliła odpowiedzieć na kilka pytań. Pierwsze: zespół przyjął się pozytywnie. Drugie: Scott Weiland ma ogromne problemy z narkotykami. Już pierwsze występy stały pod znakiem zapytania. I wtedy na białym rumaku pojawiła się stacja VH1 i wymyśliła: Duff, stary ty od wielu lat nie ćpasz i nie pijesz wódy, uprawiasz jogę i sztuki walki. Zróbmy scenę, że ty bierzesz Scotta na stronę, pokazujesz mu kilka uderzeń. Spocicie się i zmęczycie a my to nagramy. I to będzie taki element rewolucyjny w odnowie Scotta. Duff: spoko, jasne…

W 2004 r. do sprzedaży trafił ich pierwszy krążek zatytułowany: Contraband. Zarówno nazwa zespołu Velvet Revolver oraz nazwa pierwszego krążka nie są przypadkowe i mają celowo wskazywać, że VR to kontrpropozycja dla „nowego” Guns N Roses. Jako ciekawostkę wspomnę, że płyta ukazała się w trzech podstawowych wydaniach: czerwonym, białym i czarnym.

A jaki jest ten Contraband? Powiedziałbym, że nad wyraz staroszkolny. To taki Guns N Roses, ale delikatnie odkurzony. Poza średnimi tekstami, motorem napędowym Contraband są partie gitarowe Slasha, które są szalenie charakterystyczne dla tego muzyka. Slash posiada pewnego rodzaju manierę, i nie mówię tutaj o poruszaniu się jedynie w blues’owo rockowej, którą jesteśmy w stanie rozpoznać od razu. Drugim takim rozpoznawalnym dla mnie jest Trent Reznor i jego Nine Inch Nails, ale to temat na innego Kota Kulturalnego.

Wracając do Contraband, nie ukrywam, że do wokalu Scotta musiałem się dość długo przekonywać. I zdecydowanie wolałem go słuchać niż oglądać…Ale w końcu się przekonałem.

Które utworzy w mojej ocenie są warte uwagi? Przede wszystkim Fall to Pieces oraz Set Me Free. Pierwszy to ballada zaś drugi to energetyczny przebój, który zawitał również do filmu Hulk. Na uwagę zasługuje również druga ballada Loving the alien i oczywiście w mojej ocenie najlepszy utwór z całej płyty Slither. Aj jak tego się dobrze słucha w aucie!

Kojarzycie Velvet Revolver? Może mieliście okazję ich posłuchać?

Dodaj komentarz