Po 8 października 1992 roku nic już nie było takie same. Gry komputerowe, postrzegane jako niewinne, niezagrażające niczemu popierdółki nagle przeistoczyły się w największe (zaraz po Szatanie) zło, czyhające na niewinne duszyczki młodzieży, która miała na to kompletnie wywalone. Bo liczyły się krew, odcięcia głowy i wyciągnięte kręgosłupy.
Po paśmie sukcesów gier komputerowych Mortal Kombat, Mortal Kombat 2 oraz ówcześnie świeżego jeszcze Mortal Kombat 3, po smoczą serię zgłosiła się branża filmowa. Za sterami kamery stanął Paul Anderson którego portfolio silnie związane jest z growymi adaptacjam, w szczególności z serią Resident Evil. Należy wspomnieć, że Anderson reżyserował również Aliens vs. Predator, Pompeii oraz Monster Hunter (2020).18 sierpnia 1995 roku do kin trafił film Mortal Kombat. Graczy nie trzeba było przekonywać. Film po raz pierwszy obejrzałem na kasecie VHS. I zaryzykowałbym, że był to oryginał wypożyczony z wypożyczalni kaset VHS.
Ziemia jest w ogromnym niebezpieczeństwie. Dotychczasowe 9 turniejów o panowanie nad wszechświatem wygrały Zaświaty, kierowane przez niejakiego Shao Kahna. Powoli zbliża się 10 turniej. Jeżeli wygrają go Zaświaty, Ziemia stanie w obliczu zagłady. Raiden, czuwający nad bezpieczeństwem ziemian, zaczyna poszukiwania grupy śmiałków, którzy obronią ziemski padół. Wytypowani zostali Liu Kang, Sonya Blade oraz Johnny Cage. I to teraz od nich zależy być albo nie być. Tak mniej więcej przedstawia się zarys fabularny filmu.
Jako młodzieniec będący pod silnym wpływem gier komputerowych w których uwypuklona jest przemoc (Carmageddon, Doom, Blood, MK) Mortal Kombat łyknąłem jak młody pelikan. Main Theme, pierwsza scena będąca swego rodzaju Fatality pobudziły moją wyobraźnię. Dalej było jeszcze lepiej.
W szczególności podobały mi się te skondensowane przedstawienie postaci. Johnny Cage nagrywający scenę do filmu (w tym momencie powinieneś upaść!), Sonya przemierzająca klub w poszukiwaniu Kano (świetne połączenie ścieżki Techno ze stroboskopowymi światłami), Raiden rzucający sucharami na lewo i prawo. I momenty walk. Wszystko przygotowane w taki sposób, by jak najlepiej oddawały klimat serii gier komputerowych. Zwróćcie uwagę, że film delikatnie mieszał dwie części gier Mortal Kombat. Pojawiła się wzmianka o Jaxie, pojawiła się również Kitana we własnej osobie.
Oczywiście sam film otrzymał ocenę w granicach 4/10. Jednak, tak jak w przypadku Mario Bros., Mortal Kombat zapracował na miano filmu kultowego i nic nie jest w stanie tego zmienić. Z perspektywy czasu śmiem stwierdzić, że coś może być płytkie ale dobre. Przeciwieństwem tego jest na przykład druga część Mortal Kombat: Annihilation. W 90% motyw ten sam, a stał się taką piękną katastrofą.
A jak Wy pamiętacie ten film? Kiedy i w jaki sposób po raz pierwszy spotkaliście się z produkcją?