W 2010 r. niezależne studio z Kopenhagi PlayDead (studio powstało w 2006 r.), wydało na świat ciekawą grę platformową – Limbo.

Limbo – według najpopularniejszej elektronicznej encyklopedii jest to sytuacja w której rodzi się człowiek, lecz szybko umiera, a w tym czasie nie popełnił żadnego grzechu. Z nauk przedmałżeńskich zapamiętałem, że zazwyczaj dotyczy to dzieci, które się urodziły i w krótkim czasie umarły nie przyjmując sakramentu chrztu. Ponadto, wartym odnotowania jest fakt, że osoby które umarły a przedtem nie nagrzeszyły także zostaną wiecznie zbawione ale w mniej „widzialny sposób”, nie trafiając bezpośrednio do nieba. Pojęcie LIMBO należy także tłumaczyć jako „otchłań”, w której przebywają dzieci (tak jak wyżej, które nie zostały ochrzczone) i właśnie przez brak uzyskania łaski błądzą w tej otchłani, która nie jest czyśćcem, lecz częścią piekła. Jednakowoż nie doznają one bólu ani cierpienia. Ich stan można określić jako błądzenie po nieznanym. I taka jest właśnie produkcja panów z PlayDead, mistyczna, mroczna, enigmatyczna i dająca szalenie dużo do rozmyślania.

Limbo przedstawia nam historię chłopca poszukującego swojej siostry. Krótki opis mówiący o wszystkim, o czym ta gra jest. Gra od razu przenosi nas do menu, a po wciśnięciu trybu rozgrywki pojawiamy się w miejscu akcji. Nie dostajemy żadnej informacji. Nasz główny bohater przebudza się w jakimś lesie i pozostajemy tylko sami sobie. Pierwsze co rzuca się w oczy to mroczny klimat. Nie zaznamy tutaj kolorów innych niż czarny, biały i ich pochodne. Mroczność i wrogość otoczenia jest nieodzownym uczuciem, które będzie nam towarzyszyło przez całą przygodę z chłopcem.

Podczas blisko 3 godzinnej przygody, na drodze naszego małoletniego bohatera staną różnego rodzaju niebezpieczeństwa oraz zagadki, których rozwiązanie nie raz wytęży nasze szare komórki. Przeszkody, które staną młodzieńcowi na drodze można podzielić na dwie grupy: statyczne oraz ruchome. Pierwsze z nich to różnego rodzaju doły, pagórki, zbiorniki wodne i inne przeszkody wymagające dużej liczby skoków. Do drugiej kategorii przeszkód zaliczymy ogromne pająki bądź inne paskudztwa usilnie próbujące zabić naszego młodzieńca. Oczywistym jest, że każdej z powyższych przeszkód nie da się przejść ot tak. Tutaj trzeba przesunąć, tam podłożyć, a gdzie indziej dobrze wymierzyć. No właśnie, LIMBO jest tego typu grą, która przypomina nam, że jest coś pomiędzy WŁĄCZ albo WYŁĄCZ. Możemy to dostrzec np. w zadaniu związanym z udostępnieniem odpowiedniej ilości wody w dwóch zbiornikach. Jednakże w pewnym momencie doznałem uczucia, w którym stwierdziłem, że twórcy stworzyli niektóre pułapki w taki sposób, aby przy pierwszym podejściu na 99% nasz bohater dał się zabić. I w tym momencie doznałem pierwszego szoku. Możliwe, że na innych graczach to tak nie podziałało, jednak na mnie wywarło wrażenie. Chodzi o korelację między niewinnością tego chłopca, młodego, niedoświadczonego wręcz nieskalanego światem żywych, a tym w jaki sposób potrafi być potraktowany przez otaczający go świat. Momentem, który najbardziej zmroził mi krew w żyłach było spotkanie z pająkiem. Jako, że sam nie lubię pająków (nie jest to arachnofobia), moment ten spowodował zamarcie mojego serca. Wyobraźcie sobie niewinnego Eryka (na potrzeby recenzji tak go nazwijmy) idącego przez las i nagle staje, bo nie może przejść, zaś nad jego głową ruszają się jakieś zaostrzone gałęzie. Nagle jedna z nich się zatrzymuje nad jego głową, tak jakby wymierzała morderczy cios. Gałąź się unosi, by raptownie opaść na Eryka i wbić swój ostry koniec przez głowę aż do kości ogonowej głównego bohatera gry, po czym Eryk umiera w pośmiertnych konwulsjach. Z jednej strony makabryczne, zaś z drugiej strony takie wymowne. Podobne uczucia targały mną podczas gdy Eryk się topił czy mierzył siły z piłą tarczową. Patrząc na jego śmierć ciągle miałem przed oczami jego niewinność, co spotęgowało moje uczucia. Great job PlayDead.

W pewnym momencie wydawało mi się, że gra opowiada historię chłopca, który z jednego świata wchodzi do innego świata, który jest w jakiś sposób ustabilizowany hierarchicznie. Dobitnym potwierdzeniem moich uczuć była ucieczka przed trzema młodymi łotrzykami, którzy chcieli mnie zabić śmiercionośnymi dmuchawkami. Możemy wnioskować, że w świecie LIMBO wytworzyło się jakieś społeczeństwo, które zapewne ma twarde zasady. Społeczeństwo te zapewne jest stworzone przez inne dzieci, które nie zdążyły nagrzeszyć. Natomiast wartym przemyślenia jest fakt, że tutaj w otchłani grzeszą, bo chcą zabić takiego samego osobnika jakimi są sami.

Na uwagę zasługuje także oprawa graficzna, która jest połączeniem oraz wariacją dwóch kolorów: białego oraz czarnego. W zasadzie czarne jest wszystko i jedynie białe promienie dochodzące z skądś tam tworzą obraz. Podczas przemierzania poziomów, mamy ciągłe wrażenie, że chodzimy we mgle, zaś przez mgłę przebijają się mocniejsze lub słabsze blaski światła. Drugi plan robi piorunujące wrażenie dzięki czemu jeszcze bardziej możemy wczuć się w makabryczność tej gry. Ciemny szeleszczący las, stare fabryki czy wreszcie wilgotne podziemia tworzą klimat, którego przez długi czas nie zapomnę.

Reasumując, PlayDead stworzyło świetnego platformera. Może trochę przykrótkiego, jednakże szalenie miodnego i przede wszystkim nietuzinkowego. Klimat w tej grze robi praktycznie 90% roboty. Sukces produkcji potwierdza fakt, że gra jest wydawana na kolejne konsole, nie tylko Xbox 360, jak to miało miejsce pierwotnie.

Dodaj komentarz