*Poniższa recenzja została napisana na kilka dni po premierze Gears of War 3. Wrzucam ją taką jaka była udostępniona kilkanaście lat temu. Żadnych poprawek. Zatem jeżeli natraficie na jakąś niedorzeczność, potraktujcie to jako ciekawostkę:) Sama recenzja jest swego rodzaju wstępem do Gears of War 4, które zaczynam właśnie ogrywać. Zatem Stay Tuned!

09 września 2006 r. według Epic Games miał być przełomowym krokiem w kwestii rewolucji gatunku TPS. Gears of War, bo o nim mowa miał przynieść powiew świeżości w zastygły gatunek TPS reprezentowany zazwyczaj przez Larę Croft, grającą główną rolę w Tomb Raider…od jakichś 18 lat?… Pierwsza część trylogii Epic Games odniosła ogromny sukces komercyjny, przyćmiewając pozostałe growe gwiazdy i odsadzając je o jedną generację z tyłu. O grze mówiono wszędzie, zarówno w gazetach branżowych jak i w gazetach typu Fakt, gdzie przedstawiano ją jako kolebkę dla sadystów i degeneratów całego świata. Gra była szalenie brutalna, brutalna jak żadna inna wcześniej. Chociaż w latach dziewięćdziesiątych gra Harvester mogłaby konkurować brutalnością z Gyrosami. Jednakże w latach dziewięćdziesiątych nikt nie przejmował się przejawami brutalności czy wulgaryzmu w przeciwieństwie do ostatnich lat. Po ogromny sukcesie pierwszej części na rynek w dniu 8 listopada 2008 roku Epic Games wypuścił kontynuację tytułu. Gra była jeszcze większa i brutalniejsza. Tylko taka. Tytuł z pewnością bym efektowny jednakże chorował na brak mroczności, ciężkiego klimatu czy mocnej fabuły, którymi mógł się pochwalić pierwowzór. Druga część GoW została tym razem przyjęta różnie. Jedni ją kochali, zaś inni uważali nowy twór Cliffa Bleszinskiego za nieudany. I nareszcie 20 września 2011 r. do naszych spragnionych rąk trafiła ostatnia część trylogii Epic Games. Przez dwa lata studio milczało na temat ostatniej części gry. Cisza ta tworzyła coraz śmielsze domysły typu: Gears of War 3 pójdzie bardziej w grę RPG. Sam ten zwrot przyprawiał fanów o dreszcze na całym ciele. Na szczęście kurtyna kryjąca wiele tajemnic i niedomówień została podniesiona, a nam udostępniono Gears of War 3. Oczekiwania po pierwszej części były ogromne. Dostaliśmy średni sequel. Po średnim sequelu oczekiwania były jeszcze większe, bo wszyscy znali potencjał gry i wszyscy wiedzieli, że to ostatnia gra spod znaku Gears of War. Czy Epic Games dało nam dzieło doskonałe? Czy Gears of War 3 zostanie zapamiętany jako najlepszy TPS obecnej generacji? Czy Fenix przeżyje starcie z siłami zła? Przekonajmy się!

Fabuła Gears of War 3 rozpoczyna się na dwa lata po wydarzeniach, które nastąpiły w drugiej części GoW. Jak doskonale pamiętamy, Fenix oraz Dom zdecydowali na desperacki ruch zalania Szarańczy, w wyniku czego musieli odwiedzić miasto Jacinto. Plan był jeden: stopić miasto i zalać gniazdo Szarańczy. Na szczęście oboje przeżyli, jednakże przez długi okres żyli w niewiedzy, faktu, iż w rozgrywce bierze udział jeszcze jedna siła- Lśniący – twór w wyniku zalania gniazda Szarańczy, wychodzi na powierzchnie jako łodyga rodząca przeciwników. Od samego początku dowiadujemy się, że planeta cierpi na niedobór żywności, ludzie podzielili się na kasty tworząc swoje wewnętrzne systemy typu miasto obronne, mające za zadanie przeżyć kolejny dzień, a Koalicjanci są winni wszystkiemu co złe.

Już na samym początku dowiadujemy się, że ojciec Marcusa żyje (choć uważał że umarł), a jego badania mogą przywrócić upragniony spokój. Jedyny problem: nikt do końca nie wie czy on rzeczywiście żyje oraz gdzie on się właściwie znajduje. Jedynym namiarem na ojczulka jest dysk Data, w którym zapisał informację dla syna, przybliżającą go do rozwiązania zagadki Szarańczy i Lśniących. Oczywiście w wyniku przypływu niekontrolowanych emocji Marcus postanawia założyć rękawice i stawić czoła niesprawiedliwej walce o istnienie ludzkiej rasy. Zbiera swoją ekipę: Doma, Anyę, Samanthę, Bairda, Cole’a, Jace’a i rusza przeciwko plugawym bestiom.

W momencie kiedy ukończyłem grę doszedłem do wniosku, iż podano nam najsmaczniejszy kąsek fabularny jakiego dotychczas doświadczyliśmy w serii Gears of War. Zwroty akcji, niewyjaśnione wątki wreszcie klarownie przedstawione, dramaty jednostek tworzą z tej gry nie tylko pozycję typu Seek and Destroy, ale też swego rodzaju dzieło, wisienkę na torcie całej serii.

Rozgrywka Gears of War 3 była dla mnie wielką tajemnicą. Pierwsza część pokazała nam świat szary, ponury i zepsuty, wręcz fantastyczny w swojej brzydocie i taki realny. Czuliśmy że jesteśmy tym Gearsem, czuliśmy smród i kurz jaki wdychał on nozdrzami. Następnie dostaliśmy drugą odsłonę i duża część graczy się sparzyła, w tym i ja. Gears of War 2 było czymś pomiędzy: filmem kategorii B a komedią kategorii C. Twórcy nie potrafili utworzyć niezapomnianego z pierwszej części klimatu, zaś sama fabuła jak na grę w której przez 99% czasu strzelamy do potworów, nie potrafiła wygrzebać gry z bagna. Sama rozgrywka także uległa pogorszeniu, przede wszystkim ze względu na plansze na jakich przyszło nam staczać pojedynki. W pierwszej części osłony typu stary wrak, mur czy ogromny kubeł stanowiły jedną całość z wytworzonym środowiskiem. W drugiej części dostaliśmy dwa oddzielne elementy, które musieliśmy z wielkim trudem przełknąć. Fakt, krajobrazy cieszyły oko, jednak system zasłon i samo ich wykreowanie wołało o pomstę do nieba. Pamiętacie te sztuczne wprowadzone na siłę osłony? albo pojawiające się i znikające zasłony? W pewnych momentach miałem wrażenie, że jestem w jakimś cyrku. Druga część sowicie mnie rozczarowała.

Dlatego też, bardziej sceptycznie niż optymistycznie spoglądałem na ten element w ostatniej części Gears of War. Moje obawy zostały rozwiane w przeciągu 20 minut styczności z grą. Przygody Marcusa i spółki można porównać do szwajcarskiego zegarka w którym wszystkie trybiki znają swoje zadanie i przede wszystkim współgrają ze sobą właśnie ze szwajcarską precyzją. Osłona typu stary samochód, wielki kamień, oderwany gzyms znajdują się w miejscach w jakich rzeczywiście miały się znaleźć. Nie jest ich za dużo, ani za mało. Nie zaznamy też idiotycznych mechanizmów zapadkowych, gdzie w jednej chwili mamy 20 osłon a za sekundę żadnej.

Sami Gearsi wydają się też bardziej dopracowani jeżeli chodzi o ich ruchy. Są one jakby bardziej płynne, scalone w wyniku czego jeszcze lepiej możemy wydawać komendy postaci za pomocą pada. Chcemy się schować za zasłoną to się chowamy, chcemy kogoś przeciąć Lancerem to właśnie to robimy. Nie zaznamy tutaj niepotrzebnych, a co najważniejsze nieoczekiwanych ruchów. Zdecydowanie twórcy z Epic zasługują na ogromną pochwałę. Dodatkowo dzięki dużemu zróżnicowaniu scenerii, gra sama się pcha do naszych rączek. Nie mamy tutaj do czynienia z ciągłym przemierzaniem jaskiń czy grot. W tym przypadku raz jesteśmy pod ziemią, raz na ziemi a czasem i nad ziemią. Kolorystyka, klimatyczność i serce otoczenia to główna dewiza tej gry. Poprzednie części przy tej wypadają dosłownie blado.

Do wykrwawiania posłuży nam cały arsenał ze sławnym Lancerem na czele. Tak jak w przypadku poprzednich części mamy do dyspozycji cztery sloty na broń. A w nich mogą się znaleźć znane z poprzednich części: lancer, łuk, granatnik, obrzyn, granaty odłamkowe, granaty dymne, granaty spalające. Pokuszono się o dorzucenie kilku nowych zabawek: retro lancer – broń podstawowa Gearsów wyposażona w bagnet zamiast w piłę mechaniczną. Idealnie przystosowana do szarży, która kończy się nabiciem szaszłyka…Jednostrzałowiec – broń wymagająca ogromnej precyzji, która nagradza natychmiastowym zgonem nawet Reavera. Kolejną bronią jest tzw Digger Launcher (Kret) – po jego uruchomieniu pocisk przelatuje pod ziemią i wylatuje bezpośrednio w przeciwnika. Jego zaletą jest to, że omija zasłony, za którymi chowają się przeciwnicy. Następną zabawką jest dwulufowy shotgun – zabójczy na bliskie odległości.

W grze odniosłem wrażenie, że broni jest trochę za dużo. Arsenał był rozsiany zbyt gęsto, przez co bardzo rzadko dochodziło do sytuacji, w której miałem mniej niż 100 naboi w magazynku lancera. Ponadto skuteczność lancera przyćmiewała resztę. Z tego też względu wykorzystywanie innej broni nie przynosiło ogromnej frajdy.

Bardzo dobrym rozwiązaniem było wprowadzenie czteroosobowego składu z którym nie rozstajemy się praktycznie przez całą kampanię (czasami nawet w piątkę). Jest to wielki ukłon dla graczy, którzy wolą przechodzić grę zespołowo w towarzystwie rzeczywistego kolegi, a nie bota. Jeżeli weszliśmy w temat botów, na uwagę zasługuje fakt, iż ich SI została znacznie poprawiona. Można rzecz, że czujemy się tak jakbyśmy grali wreszcie z myślącymi graczami. Dla przykładu: jak ktoś nas ubije i zaczynamy się tarzać w stronę najbliższego druha, to ten nie oddala się od nas (jak to było w drugiej części gry), ale szuka sposobu na wyleczenie nas.

Elementem bez którego nie mogłoby być kolejnej części GoW to przeciwnicy. Do oprócz doskonale znanej nam Szarańczy, doszli niejacy Lśniący wyskakujący z kokonów korzeni na powierzchnię ziemi. Każdy z Lśniących charakteryzuje się tym, iż po jego wykończeniu wybucha kwasem, który może nas nieco zranić. Na uwagę zasługują: Gunker – grubcio rzucający pociskami z kwasem, zaś przy bezpośredniej konfrontacji potrafi skrócić nas o głowę swoją ręką-gilotyną; Gąsienica – jak to gąsienica, długa, paskudna i traktująca przeciwników prądem; Kantusy (niektórzy po konfrontacji z nimi przeinaczą ich nazwy na ku…..🙂 – straszliwie odporne bestie, zadające mocarne obrażenia.

Przed odpaleniem trzeciej części dzieła Epic Games, byłem przeświadczony o tym, że graficznie już nic dobrego nie da się wycisnąć z konsoli. Na szczęście się myliłem…dość konkretnie się pomyliłem. Gra oferuje nam bardzo wysoki poziom graficzny, począwszy od podłoża, którym kurzymy a kończąc na powietrzu którym oddychamy. Nie odczuwamy ciemności pomieszczeń i hermetycznego zamknięcia. Tutaj mamy do dyspozycji duże obszary, które wywołują wielkie wow. Dużym plusem jest zróżnicowanie plenerów jakie przyjdzie nam przemierzyć. Będzie statek, stadion footballowy, piwnice, fabryki i przepięknie zaprojektowane i szalenie klimatyczne miasto Char. Dawno nie czułem takich ciarek na plecach jak przemierzałem te ,,miasto”. Twórcy pokazali, że z naszej poczciwej staruszki wyposażonej w napęd do odtwarzania DVD DL, można wycisnąć niezły efekt.

Poprawie uległy także same postaci. Myślałem, że druga część wymaksowała ten element do granic możliwości. Nic bardziej mylnego. Marcus, Anya czy Cole to jeszcze bardziej realistyczni goście, którzy żyją swoim życiem, zaś dzięki poprawionej mimice twarzy bez problemu możemy wyczuć w jakim nastroju jest np. Dom…

Oprawa dźwiękowa już od pierwszej części Gears of War stała na wysokim poziomie. Tego samego mogliśmy uświadczyć w drugiej części i nie inaczej jest w części trzeciej. Wrzaski potworów, komendy kompanów, przeładowania broni, wystrzały z obrzyna czy ćwiartowanie przeciwnika Lancerem to poezja dla łaknących sadyzmu fanów serii. Ponadto na uwagę zasługuje jeszcze jeden element, który uległ znacznej poprawie. Chodzi mi o muzykę, która przewija się w tle podczas wykańczania kolejnych zastępów Lśniących czy Szarańczy, ale też podczas krótkookresowych momentów zastoju w eliminacji. Pierwsze uczucie jakie mną zawładnęło: Czy ja oby na pewno gram w Gears of War? Czy czasem nie jest to Mass Effect ? Tak dokładnie! Zarówno pierwsza jak i druga część Mass Effect była dla mnie wzorem do naśladowania w kwestii epickiego przedstawienia wydarzeń za pomocą dźwięków. Przez pierwsze godziny gry w Gears of War miałem identyczne odczucie co w przypadku ME. Epickie dźwięki wysokie i niskie tworzą nie zapomniany klimat, który zapamiętamy przez bardzo długi okres. Z jednej strony gra jest typową napierdzielanką typu: krew i mózg na ścianie, ale wdzierając swoje zmysły trochę głębiej, poniżej amerykańskiego przepychu, możemy dostrzec kunszt geniuszu.

Od 2006 r. rozpoczęła się fantastyczna przygoda. Przygoda w której podążaliśmy przez kolejnych 5 lat, będąc kompanem Marcusa Fenixa. Ostatnie pięć lat z Gears of War pokazało, że rynek gier nie jest wyczerpany z dobrych tytułów. GoW pokazał, że gatunek, który został doszczętnie wyeksploatowany może nabrać powietrza jeszcze raz, ukazując miodny majstersztyk. Wraz kolejnymi częściami apetyt rósł do niebotycznych wielkości. Jednak, mimo małego potknięcia w postaci drugiej części, możemy śmiało powiedzieć Gears of War grą epokową jest i basta, a kto się ze mną nie zgadza ten …zapewne ma PS3…

Trzecia część, jak już wiadomo, że będzie ostatnią wywołała ogromne poruszenie. We wszystkich branżowych portalach aż wrzało od plotek jak to nowy GoW będzie wyglądał. Jedni przepowiadali przyszłość, która miała kierować grę na tory bardziej RPGowe, inni wierzyli, że trzecia część to dopiero początek. Jedno jest pewne, Gears of War 3 to ostatnia część gry. Ale jeszcze jedno jest pewne: Epic Games dostarczył nam jedną z najwspanialszych gier jakie wyszły do tej pory na konsolę Microsoftu. Całą serię można określić tak samo jak stopniowanie w języku angielskim: good – better – the best!

Dodaj komentarz