Dzisiaj opowiem Wam o dziwnej przewrotności zdarzeń, które mogą prowadzić do zaskakująco pozytywnych rezultatów.

Pamiętacie, że w 2001 roku swoją premierę na antenie TVN miał program reality show: Big Brother? Pomijając, że od tego czasu minęły już 22 lata, wśród uczestników był niejaki ,,Picia”, Piotr Lato. Spokojny, stonowany i lekko wycofany chłopak, który miał zamiłowanie do ciężkiej muzyki. Tutaj pamięć niestety może mnie mylić, ale w trakcie pobytu w domu Wielkiego Brata nadszedł dzień urodzin Piotra Lato. W ramach swego rodzaju prezentu, Piotr Lato otrzymał od Wielkiego Brata upominek w postaci puszczenia jednego z kawałków Iron Maiden z płyty Brave New World (być może to był tytułowy utwór). I to właśnie ten moment stał się źródłem mojej ówczesnej fascynacji Żelazną Dziewicą. Okazało się, że w tym samym momencie w Iron Maiden zakochał się mój kolega z liceum, który to kupił na jakimś bazarze pirata tej płyty i od którego pożyczyłem krążek.

To był kompletny szał. Moje pierwsze kroki powędrowały do brata: stary, musisz w swojej robocie ściągnąć mi jak najwięcej kawałków Iron Maiden. Nie wiem jak ale musisz to zrobić. I pewnego dnia, brat przyniósł mi praktycznie całą dyskografię Iron Maiden!

Nie zagłębiając się za bardzo w historię Iron Maiden wchłaniałem kolejne tytuły: Transylvania, Iron Maiden, The Number of the Beast, Running Free, Aces High, Run to the hills, The Trooper, Fear of the Dark. To były i są fenomenalne kawałki!

Odnośnie Brave New World trzeba przyznać, że jest to niezłe połączenie mega energetycznych utworów, takich jak BNW czy The Fallen Angel, z tymi spokojniejszymi, ale podszytymi fajną energią, na przykład: Blood Brothers czy Ghost of the Navigator.

Jeżeli ktoś nie miał do czynienia z heavy metalem, to wydaje mi się, że Brave New World oferuje bardzo fajny, przystępny próg wejścia w ten gatunek i poleciłbym ten album takiej osobie.

Jeszcze jedna ciekawostka związana z Iron Maiden. 7 sierpnia 2008 r. Iron Maiden mieli odwiedzić Warszawę. A dokładniej Stadion Gwardii. Mój kumpel z którym znamy się już ponad 30 lat, mówi: idziemy na Iron Maiden? A ja, że idziemy! Bilety kupione. Jedziemy tramwajem i dojeżdżamy do Stadionu Gwardii. Wychodzimy ze środka lokomocji, a przed naszymi oczami morze metali. Co ciekawe, prawie każdy metal miał minimum 180 cm wzrostu, długie włosy, czarne odzienie i nieziemsko twarde glany. A wśród nich wszystkich ja: białe Conversy, spodnie 3 / 4 rybaczki, koszulka Guns N Roses oraz narzucona koszula w pomarańczowe paski… No kuźwa wieś gra i tańczy. Jak już weszliśmy na stadion, nie wiedzieć czemu chciałem być jak najbliżej sceny. Przyszliśmy bardzo późno. Nie bacząc na konsekwencje, przebijam się przez tych ludzi. Wszyscy byli tacy wysocy…Udało się dotrzeć może 20 metrów bliżej. I wszystko było w miarę ok…do momentu rozpoczęcia koncertu. Jako osoba nie posiadająca doświadczenia w koncertach heavy metalowych nie wiedziałem jaki armageddon mnie czeka. Jak już Iron Maiden wyszli na scenę i zagrali pierwsze riffy Aces High rozpoczęła się rzeź niewiniątek. Ja 176 cm wzrostu. Wokół mnie dryblasy po 190 cm, barczyste to i te włosy….były praktycznie wszędzie. Ja nie wiem jak w tamtym dniu wyglądało pogo pod sceną, ale na pewno bym go nie przeżył. W miejscu gdzie byłem, po 4 piosenkach pofalowałem kilkanaście metrów w lewo, potem w prawo i znów w lewo. Całkowicie bezwiednie. Zapach samczej pachy, cudze włosy w moich ustach, stopy spłaszczone jak u kaczora Donalda spowodowały, że z kolega odpuściliśmy: ) i stanęliśmy jak emeryci na tyłach: ). Na szczęście dobre ekrany i odpowiednio wysoka scena pozwoliły cieszyć się resztą koncertu. Fantastyczne doświadczenie!

Dodaj komentarz