Marvel Studios w ramach ekranizacji komiksowych przygód superbohaterów dokonał rzeczy dotąd niespotykanej. Sukcesywnie, począwszy od 2008 roku (Iron Man) studio dostarczało nam, fanom bohaterów w pelerynach, kolejne adaptacje komiksowe. Rozmach z jakim Marvel tego dokonuje do dnia dzisiejszego budzi mój zachwyt.

Z drugiej strony kłamstwem byłoby stwierdzenie, że każda z produkcji spod szyldu Marvel Studios była dobra. Iron Man 3 (wyłączając postać Mandaryna), Czarna Wdowa, Thor 2, Thor: Love and Thunder, to w mojej ocenie kiepskie ekranizacje. I niestety Czarna Pantera: Wakanda w Moim Sercu dołącza do tej mało chlubnej grupy. Dlaczego? Wydaje mi się, że nastąpiło tak z powodu samego studia, które stworzyło naprawdę bardzo dobrą Czarną Panterę.

Twórcy stojący za drugą częścią przygód T’Challi nie mieli łatwego zadania. Niestety w 2020 r. Chadwick Boseman, odgrywający rolę Czarnej Pantery, po długiej walce z nowotworem, zmarł. Showbiznes ma to do siebie, że nie bawi się w sentymenty i trzeba było reagować natychmiast. Tylko problem w tym, że Czarna Pantera z 2018 r. była bardzo dobra, zaś postać T’Challi, przez Bosemana została zagrana bardzo dobrze. Ale Chadwick Boseman to nie tylko obecność w Czarnej Panterze. Wystąpił on również w bardzo mocnych: Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów, Avengers: Wojna Bez Granic oraz Avengers: Koniec Gry.

Świat po śmierci Czarnej Pantery postanawia, w sposób pertraktacji oraz siłowego działania, dobrać się do zasobów będących w posiadaniu Wakandy. Rządy całego świata spotykają się by dać do zrozumienia mieszkańcom Wakandy, że trzymanie dla siebie złoża wibranium to bardzo zły pomysł. Chwilę później okazuje się, że Wakanda to nie jedyne miejsce, gdzie można wydobyć cenny materiał. Na dnie Oceanu Atlantyckiego odnaleziono nowe źródło kruszcu. Jednakże jest ono strzeżone przez nieznane dotąd ludzkości plemię na czele którego stoi niejaki Namor. Sam Namor, żyjący dotąd w spokoju i ładzie na dnie oceanu, obarcza Wakandę o wyjawienie tajemnicy związanej z wibranium, w wyniku czego jego plemię narażone jest na agresję ze strony całego świata.

W filmie poruszono sporo wątków: śmierć Czarnej Pantery, wątpliwości Shuri, pragnienia Ramondy, zemstę Namora, żądze świata. I pewnym momencie zdajemy sobie sprawę, że jest tego nazbyt wiele, zaś każdy z powyższych elementów został ledwie nadgryziony, bez prawidłowego rozwinięcia.

Reasumując, Czarna Pantera: Wakanda w Moim Sercu to bardzo kiepski film o superbohaterach. Zdecydowanie nie udało się zapełnić pustki jaką po sobie zostawił Chadwick Boseman. Nie udało się również przekonać mnie do nowej Czarnej Pantery. Odnoszę wrażenie, że w przypadku drugiej części filmu popełniono błąd adaptacji growych: w ponad dwóch godzinach próbowano upchnąć jak najwięcej zawartości.

Dodaj komentarz