W zeszły czwartek wybrałem się wraz z małżonką do kina na najnowszą odsłonę filmu: Avatar. Oczywiście, aby nie psuć sobie seansu wiedziałem, żeby pomijać wszelkie recenzje, które mogły by obfitować w spoilery. Tyle, że dziwnym trafem fejsik nie wypluwał mi nachalnie żadnych artykułów. Pomyślałem, a to ci ciekawe.

Terminator, Terminator 2, Na fali, Titanic, Obcy: Decydujące starcie, Avatar. To tylko kilka filmów Jamesa Camerona, którymi zawojował srebrne ekrany sal kinowych. Dla osób urodzonych w latach osiemdziesiątych Terminator, w szczególności część 2, to jeden z najważniejszych filmów młodości. Natomiast w końcówce lat dziewięćdziesiąt James Cameron przebił samego siebie. Stworzył najdroższy (ówcześnie) film na świecie: Titanica. Film na których płakały matki, babki i partnerki. Nie dziwię się, bo Titanic to na prawdę dobry, zrobiony z niebotycznym rozmachem film.

Przyzwyczajeni do jakości jaką prezentował Cameron wyczekiwaliśmy kolejnego kamienia milowego. W 2009 r. powstał Avatar. Przepiękny obraz stworzony w dużej mierze w oparciu o grafikę komputerową. Pomyślałem, że to nie może przejść. Przecież oprawa graficzna nie jest na takim poziomie a film zestarzeje się za max 2 lata. Mija 13 lat od premiery pierwszego Avatara, a ja do dziś zachwycam się tym jak został wykreowany świat Pandory. Jamesie Cameronie, czapki z głów.

Trzynaście lat po premierze Avatara, James Cameron wyjął z piekarnika drugą część, Avatar: Istota Wody. Czy film spełnił pokładane w nim nadzieje? Czy kolejny kamień milowy został wkopany? Przekonajmy się.

Akcja Avatara: Istota Wody ma miejsce na około 10 lat po wydarzeniach z pierwszej części filmu. Ziemianie powrócili na swoją macierzystą planetę. Jake Sully wraz ze swoją Neytiri dorobili się czwórki dzieci (w tym jedno adoptowane) i wiodą spokojne życie wśród bujnej zieleni Pandory. Należy jeszcze wspomnieć o niejakim Pająku, chłopaku, który był za młody na odesłanie na ziemie. Ten został na Pandorze i nauczył się żyć wśród ludzi lasu.

Pewnego dnia dwójka głównych bohaterów zauważa dziwną gwiazdę na niebie. Neytiri będąc rdzenną mieszkanką Pandory doskonale wiedziała co to oznacza: ludzkość ponownie zawitała na Pandorze. Okazało się, ze matka ziemia umiera i trzeba skolonizować inną planetę. Wypadło na znaną już ludzkości Pandorę. Jednak, aby nie popełnić błędu sprzed ponad 10 lat, ziemianie chcą najpierw wytępić czynnik, który może wpłynąć na powodzenie kolonizacji, czyt. Jake Sylly’ego. Do tego zadania „oddelegowany” zostaje Miles Quaritch. Tak, ten sam którego Neytiri w pierwszej części naszpikowała strzałami i który faktycznie umarł. Bo teraz Miles jest w ciele Avatara, do którego przeniesiono jestestwo ludzkiego Milesa. I w tym momencie poczułem pierwszy zgrzyt. Największym złolem zostaje, ten sam złol, który nękał Jake’a w pierwszej części. Wydaje mi się, że głównodowodząca wojskiem ziemian, byłaby ciekawszym rozwiązaniem. Na pewno świeższym.

Jake, zdając sobie sprawę, że to on jest głównym celem najemników dowodzonych przez Quaritha, postanawia opuścić wraz z rodziną plemię do którego przynależał i którym przewodził. Po długiej podróży trafia do plemienia morza. I to tam rozpoczyna swoje nowe życie.

Zróbmy delikatne podsumowanie: przeciwnikiem jest ten sam oponent. Sully i jego rodzina uciekają do całkowicie odmiennego plemienia i uczą się na nowo życia (polowanie, pływanie na nowych stworkach, poznawanie nowych zwyczajów). Czy coś Wam tego nie przypomina? Jeżeli powiecie: hmmm to tak jak w pierwszym Avatarze. No jaha! Z całym szacunkiem do Camerona, ale ja tego nie kupuję. I w tym momencie zakończę kwestię fabuły, co by nie zepsuć kompuś seansu.

Oczywiście nie mogło obyć się bez poruszenia kwestii oprawy produkcji. Ważnym jest jaką wersję filmu wybierzemy. Ja wybrałem seans w kinach Imax z 3D. I oprawa mnie nie porwała. Oczywiście biorę pod uwagę, że efekty 3D obniżają jakość wyświetlanego obrazu. Starając się nie oceniać tego zagadnienia wspomnę jedynie, że Cameron nie dokonał rewolucji w tym zakresie, a jedynie ewolucji. Biotop wodny dał reżyserowi pełen wachlarz elementów/zjawisk do pokazania, które różniły by się od znanej nam flory i fauny lądowej planety Pandora. Mając wersję 4k Avatara w swojej kolekcji, śmiem twierdzić, że to właśnie w tej jakości film pokaże prawdziwy pazur i uhonoruje wkład i wysiłek włożony przez grafików komputerowych. Ale na to będziemy musieli trochę poczekać. Wspomnę jedynie, że oprawa audio, tak jak w przypadku pierwszej części to małe arcydzieło. Wszystko znalazło się tutaj na swoim miejscu.

Zatem, czy Avatar: Istota Wody to wybitna produkcja? NIE. Czy jest to dobra produkcja? TAK.

Zaraz po seansie w mojej głowie wytworzyło się następujące zdanie: biorąc pod uwagę długi wstęp filmu (przedstawiający kto, skąd się wziął i dlaczego, co stało się dla mnie zrozumiałe jak dowiedziałem się, że Disney zamówił kolejne 3 części Avatara) oraz zastosowanie tych samych mechanik fabularnych co w Avatarze 1, Avatar: Istota Wody to fantastyczny film dla osoby, która nie oglądała pierwszej części, ponieważ dostała praktycznie to samo tyle, że w oprawie wodnej.

9 komentarzy

  1. Chcieli kolonizować planetę to musieli wybrać akurat to miejsce z zapiziałą wioską? Mało im miejsca na lądowanie? 😛 trochę słyszałem opinii i żadna nie była zbyt pozytywna. Sam fanem Avatara nie jestem, ale obejrzę na mniejszym ekranie jak będzie jakaś okazja 🙂

  2. Ale pomysł i scenariusz już jest na wszystkie części… Więc dziwi, że tak długo zajęło mu tworzenie tej historii i tyle nieścisłości wziąć w niej jest … Boom jest ale jednak to nie to co pierwsza część. Za rok kolejna więc zobaczymy co będzie następne, wulkaniczna wyspa? XD albo jakie Panoramie Himalaje xD

    • Obawiam się kolejnych części, w szczególności że ,, patronem,, jest Disney. Dwójka to dla mnie tyle rozpoczętych z nikąd wątków i jeszcze nie zakończonych że wyczuwam dluższy maraton pt. Avatar. Powiem tak: pewne filmy powinny zatrzymać się na konkretnej części i nie powinny być ruszane. Dla mnie jedna, pierwsza część Avatara w zupełności wystarcza. To tak jakby teraz mieli stworzyć Titanica. BTW w tym roku będzie rocznica Titanica i przygotowali z tej okazji wersję 3D🙂.

  3. unpopular opinion- avatar czesc pierwsza jest PRZECIETNY 🙂

    ok ok, zanim nie ktoś zlinczuje, prosze uderzyc sie reką w serduszko i powiedziec, ze fabuła nie była do przewidzenia po pierwszych 30minutach …

    Pomijam walory wizualne – wizualnie- no bajeczka. ALE ja to troche kinoman jestem, kocham kino, wszelakie, dziwne, popularne i nie popularne. dla mnie to był taki wizualny policzek. piekne na zewnatrz i takie puste w srodku ..
    Film na raz, bo ile razy mozna te rosliny i kwiaty i drzewa i pola oglądać 😉
    a wiec, odnosnie 2 czesci, pewnie zobacze, kiedyś tam, moze jakas platforma to wrzuci, a moze nie? nie mam wogole ciśnienia na ten sielski filmik 🙂

  4. W końcu obejrzeliśmy z żoną i… O ile pierwsza część jest naprawdę dobra. Tak teraz nie było efektu wow. A fabularnie leży. Chociaż sama historia z pierwszej części nie była wręcz wybitna tak efekty specjalne i cała ta otoczka zrobiła swoje. Natomiast teraz każdy chyba tylko idzie do kina, bo to James Cameron, bo to Avatar. Tymczasem to co tu się odwala…. Woła o pomstę do nieba. Praktycznie kopiuj wklej historię tylko zmień parę szczegółów. Nie na to czekaliśmy tyle lat. Czuję, że reszta części będzie równie przeciętna. Obejrzeć warto tylko dla efektów chyba xD

    • Cieszę się, że mamy bardzo podobne odczucia z seansu:) To znaczy, że potrafimy obiektywnie ocenić film. I tak jak napisałeś, to co 13 lat temu było WOW, teraz jest po prostu ,,ok fajne”. Tam była rewolucja tutaj jest….napisałbym ewolucja, ale nie pozwala mi fabuła i ogólnie naciągana historia z dzieckiem Pani doktor czy tym człowiekiem, który był za młody by wrócić na Ziemię. 🙂 Drugi raz nie obejrzę. Zaś 1 część Aatara ostatnio odpaliłem w wersji extended i dalej byłem pewien zachwytów.

Dodaj komentarz